Leżałam w swojej sypialni , wpatrzona w jasny sufit. Nie chciałam myśleć o przyjaciołach, nie chciałam myśleć o Elisabeth ani o ojcu, ale ich twarze same pojawiały mi się przed oczami. nadal nie rozumiałam dlaczego Jace to zrobił- dlaczego mnie pocałował? Jęknęłam cicho podnosząc się do pozycji siedzącej i chowając twarz w dłoniach. Czy to wszystko musi być aż tak trudne.
Nagle rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi, a po chwili wyłania się zza nich głowa Elise
-Hej- powiedziała cicho- Nie przeszkadzam?
-Nie... Tak... Ugh po prostu wejdź- odparłam znów padając w miękką pościel. Poczułam jak łóżko lekko się ugina, gdy na jego skraju przysiadła dziewczyna. Przez chwilę milczała, wpatrując się tępo w zawieszone nad biurkiem szkice.
-Ładnie rysujesz- bąknęła w końcu- Masz talent
-Dzięki- powiedziałam, zakłopotana jej uwagą.
-Słuchaj... Ja nie wiedziałam, że ojciec nic Ci nie wspomniał o moim przyjeździe. Z resztą sama dowiedziałam się o nim jakieś dwa dni temu. Mam nadzieję, że nie jesteś zła...
-Jestem zła, ale bynajmniej nie na Ciebie- odparłam- Chodzi o sprawy między mną a moim ojcem
-Uwierz mi rozumiem- powiedziała smutno, spuszczając wzrok na dłonie- Moja matka
-Jia?- zapytałam przerywając jej
-Nie, Jia to siostra mojego ojca
-Nie wiedziałam, że ma brata- zdziwiłam się
-Ma... to znaczy miała, ojciec zginał kiedy miałam 2 lata- wyszeptała- W każdym razie, matka stwierdziła, że nie jestem dość dobra, dlatego zapytała Twojego ojca, czy nie wziąłby mnie pod opiekę i zrobił ze mnie "prawdziwej Nephilim". Zgodził się. Dlatego tu jestem.
-Przykro mi- bąknęłam zawstydzona tym jak chłodno ją przywitałam
Niezręczną ciszę jaka zapadła przerwała jedna z pokojówek , która właśnie wsunęła głowę do pokoju
-Panienko Penhallow, właśnie panienki szukałam. Pan Morgenstern prosiła, żeby była panienka przygotowała się do kolacji- powiedziała cicho, po czym zwróciła swoje spojrzenie na mnie- Panienki ojciec kazał...
-Tak wiem, ja również mam iść na tę przeklętą kolację. To wszystko?- przerwałam jej niezbyt grzecznie
-T-tak, przepraszam panienko- szepnęła i czmychnęła na korytarz
-To może ja już pójdę- powiedziała Elise- Nie chcę, żeby Twój ojciec się na mnie gniewał za spóźnienie- kilka sekund później zostałam sama w swojej sypialni,
Miałam jakieś pół godziny do kolacji. Postanowiłam, że pójdę do salki . Wyjęłam notatnik spod poduszki, chwyciłam w garść kilka ołówków z biurka i ruszyłam ciemnym korytarzem do celu.
Lubiłam to miejsce, nie tylko za to, że mogłam się tu zaszyć z dala od problemów, ono napawało mnie swego rodzaju spokojem, czułam się tu bezpieczna.
Stanęłam przed jednym z luster. Dziewczyna, która patrzyła na mnie z drugiej strony miała zapadnięte policzki i dołki pod oczami, włosy w lekkim nieładzie opadały rudymi kaskadami na jej ramiona.
Wyciągnęłam rękę i przejechałam palcem po gładkim zwierciadle. Moje myśli uciekły daleko, aż do mediolańskiego Instytutu. Ciekawe co robili teraz moi przyjaciele? Czy myśleli o mnie tyle co ja o nich? Może już zapomnieli, że wciąż czekam w Idrisie na jakąkolwiek wiadomość od nich.
Oni już zapomnieli, Clary
Odezwał się głos w mojej głowie, ten sam co poprzednio, natarczywy i zagłuszający wszystkie myśli.
Nie myślą o Tobie. Nowym przyjaciołom nawet nie wspomnieli, że istniejesz.
Poczułam jak po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Nie chciałam słuchać ale przed oczami stanął mi obraz Isabelle i Aleca, roześmianych, szczęśliwych z dala ode mnie, zaraz potem zobaczyłam Jace'a obejmującego czule prześliczną, filigranową dziewczynę
Kochasz ich, Clary, ale oni zapomnieli, że czekasz na nich i cierpisz. Miłość jest udręką, Aniele
Upadłam na kolana, chowając w dłoniach zapłakaną twarz. Nie mogłam znieść tego głosu. Nade wszystko chciałam, żeby zamilkł, żeby już nic nie mówił
Pamiętaj, że ja zawsze jestem przy Tobie, Clary. Nigdy Cię nie opuszczę...
I zamilkł
Nie mogłam opanować łez, które coraz większymi falami wylewały się z moich oczu. Nie mogłam zapanować dan nierównym, drżącym oddechem. Serce waliło mi jak młotem.
Ogarnij się Clary, ogarnij się. Wstałam z podłogi czując, że nogi zaraz się ugną i padnę prosto na posadzkę. Z trudem udało mi się doczłapać do sypialni. Ledwo położyłam się na łóżku, gdy drzwi otworzyły się ukazując Elisabeth w czarnej, sięgającej połowy ud sukience.
-Idziesz?- zapytała niepewnie. No tak! Ta pieprzona kolacja!
-Daj mi pięć minut- powiedziałam podchodząc do szafy.
Szybko wciągnęłam na siebie czarną sukienkę i wyszczotkowałam włosy.
-Już- powiedziałam wychodząc na korytarz. Do jadalni szłyśmy w ciszy za co szczerze dziękowałam młodej Penhallow bo w tej akurat chwili nie miałam ochoty na żadne rozmowy. Stukanie obcasów odbijało się echem od ścian tego ponurego domu. Kiedy jeszcze mama żyła, dbała by było tu jasno, zawsze powtarzała, że nie powinna wychować się w jakieś norze tylko w pełnym światła domu. Na wspomnienie do
mu za jej życia, to co mnie teraz otaczał wydało się być jeszcze bardziej smętne, jeszcze bardziej martwe.
W końcu dotarłyśmy do celu, z podniesioną brodą wkroczyłam do środka, ale gdy tylko mój wzrok padł na stół zatrzymałam się. U szczytu stołu siedział ojciec, a po jego prawej stronie...
Nie to nie możliwe...
-Jace.
Poczułam jak moje serce przyśpiesza, a oddech staje się nierówny. odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z pomieszczenia najszybciej jak to tylko było możliwe kierując się od razu na zewnątrz. Zimno przeszyło moje ciało, gdy poczułam na skórze krople deszczu.
Stałam tak na środku podwórza dysząc ciężko. Prędzej wyczułam niż zobaczyłam, że Jace stoi zaraz za mną. Jego silne ramiona odwróciły mnie w swoim kierunku
-Co się stało? Dlaczego uciekłaś?- zapytał patrząc mi w oczy i ujmując delikatnie moją twarz
-Po jaką cholerę wracałeś?!-wydarłam się- Żebym znów musiała się żegnać?! I weź te ręce z mojej twarzy!
-Hej, Morgenstern, co Cię ugryzło?!- zapytał podniesionym głosem
-Co tu robisz do kurwy nędzy?!- zaczęłam wrzeszczeć, bijąc rękami po jego torsie
-Uspokój się- mruknął łapiąc moje ręce. Unieruchomił mnie ale nie na długo, bo zaraz udało mi się wyrwać rękę i ponownie zacząć go bić- Uspokój się!- wrzasnął
-Nie będę spokojna! Najpierw sobie wyjeżdżasz, ot tak! A teraz wracasz nie wiadomo po jaką cholerę! Po co za mną lazłeś?! Czego Ty ode mnie chcesz?!- wyrzucałam z siebie słowa- No co, już Ci się znudziło?! A może nie było tak żadnych ładnych panienek?! Jesteś tak cholernie...
Nie zdążyłam dokończyć, bo uciszył mnie pocałunkiem. Poczułam jak kładzie jedną rękę na mojej talii, drugą zaś wplątuje we włosy. Pocałunek stał się łapczywy, gorący, niemal bolesny, pełen tęsknoty i głęboko skrywanych uczuć.
-Miałem swoje powody żeby wrócić- wyszeptał i ponownie przycisną swoje usta do moich
Werbelek poproszę xD
Oto jest rozdział 6, wiem że nie powala ale muszę wpaść w rytm po tak długiej przerwie.
Teraz już wracam do systematycznego dodawania postów więc myślę, że za max 4 dni będzie kolejny
Czekam na wasze opinie
P.S. Sorry za błędy...